masażystką być

Od dawna moim pragnieniem była praca z energią, ale nie sądziłam, że będzie to miało miejsce w kontekście masaży. Życie plecie niespodziewane historie..

Lomi lomi nui po prostu musiało mi się przydarzyć.

Już podczas kursu zrozumiałam, że lomi będzie moim dopełnieniem, pamiętam ten poranek, gdy zmęczona, przebodźcowana nadmiarem dotyku i ogromu informacji zaczęłam łączyć różne fakty z przeszłości z tym, czego właśnie doświadczałam podczas nauki lomi.

To było jak olśnienie, moje synapsy oszalały, nagły przepływ informacji łączący dawną ja z teraźniejszymi zdarzeniami.

Poczułam jak wszystko zaczęło się układać, to tak, jak by lomi było tym jednym brakującym puzzlem w układance. Myślę, że tak właśnie się dzieje, gdy wkroczymy na właściwą życiową ścieżkę. Wszystko co robiłam w życiu było różnymi luźnymi zdarzeniami, teraz ten kurs połączył jedną klamrą całość moich życiowych doświadczeń. Trudno to wyrazić, ale tak właśnie się stało.

Joga wspaniale połączyła mnie z samą sobą, dała mi poczucie własnej wartości, zdrowe i sprawne ciało, nowy sposób życia, spokojny umysł i pewnego rodzaju przewodnictwo.

Pragnęłam być nauczycielem, sprawiać, aby inni mogli poczuć to samo, ten komfort bycia zdrowym i silnym na zewnątrz i wewnątrz siebie. Tak się stało, wciąż się to dzieje, uwielbiam to i chyba nigdy nie przestanę,ale rozwój się nie kończy, wciąż można być lepszą wersją siebie.

Teraz nie tylko patrzę na swoich uczniów jak jogin, ale mam poczucie co niesie ze sobą dotyk lomi, miękkie ruchy tego masażu przenoszą się na miękkość mojej oceny, na wiedzę o ciele i ruchu. To wszystko, co wyniosłam ze szkół, z niezliczonych godzin nauki anatomii, z wieloletniej pracy w szpitalu, z obcowania z pacjentami i ich chorobami, opatrzenie z tomografią , rezonansem i rtg. z tego wszystkiego mogłam czerpać w obecnej pracy nauczyciela jogi. Oczywiście, że zauważałam i doceniałam te zależności. Jednak nagle poczułam, że nawet mało znaczące sprawy, których niegdyś doświadczyłam teraz także wpisują się w nowe zrozumienie tego, że były potrzebne, że doprowadziły mnie do dziś i mają znaczenie.

Każdy z nas kroczy swoją ścieżką zbierając doświadczenia, które z czasem procentują wiedzą dając nam coraz większą mądrość i zrozumienie. Wiemy o tym wszyscy, a jednak niezwykle jest poczuć ten moment, gdy to staje się tak bardzo przejrzyste , tak oczywiste.

Czułam niemal od zawsze, że wszelkie zdarzenia w moim życiu nie są przypadkowe, a mimo to nie zdawałam sobie sprawy jak mogłyby się ze sobą łączyć. Kurs lomi pozwolił mi to zrozumieć, to wielkie wydarzenie, które zmieniło mnie wewnętrznie.

Najprościej stwierdzić, że nabrałam dystansu do życia.

Jestem wdzięczna przestrzeni i sobie za to, że podążyłam tą drogą.

Oczywiście mam nadal swoje ludzkie życiowe problemy, ale łatwiej mi się żyje w nowej odsłonie siebie.

Lomi otworzyło mi zrozumienie na przepływ i pracę z energią drugiej istoty.

Po wykonaniu pierwszego samodzielnego masażu już we własnej praktyce, nie mogłam dojść do siebie przez trzy dni! Nie rozumiałam co się dzieje i nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Osłabienie wciąż towarzyszy mi po wykonaniu lomi, ale teraz rozumiem ten proces i radzę z nim sobie. To właśnie wejście w energię drugiej osoby, taka bliskość, dotyk i otwartość pomiędzy masażystą a osobą masowaną, jest głębokim doświadczeniem dla obydwu stron. Trzeba uważać, aby nie wpaść w układ typu: dawca-biorca. Tak właśnie mi się zdarzało na początku praktyki, to stąd wynikało moje zmęczenie. To mi się czasem jeszcze przytrafia, ale świadomość pomaga.

Nie zmienia to faktu, że uwielbiam wykonywać masaż lomi lomi nui i wolę go dawać niż brać, ale uważam już na to, aby być w równowadze, aby nie oddawać wszystkich swoich sił witalnych, ale żeby też czerpać dla siebie.

No i nawet w tym tekście pięknie połączyła mi się joga z lomi, bo przecież kwintesencją jogi jest bycie w równowadze.

Całkiem od niedawna wykonuję też masaż twarzy wg. metody japońskich mistrzów.

To piękna praktyka, która przyszła mi znacznie łatwiej bo joga i lomi mnie wspierały.

Masaż kobido jest uznawany za najtrudniejszy na świecie, cieszę się więc, że życie tak pięknie to ułożyło. Bo przecież to nie jest przypadek, iż najpierw byłam w zuchach samarytanką, potem szkoła medyczna, potem praca w szpitalu, joga.. nauczyłam się bycia masażystką i każda kolejna umiejętność w tej dziedzinie będzie wypadkową poprzednich zdarzeń. Zachwyca mnie zauważanie takiego sensu życia.